Nasze doskonale dopasowane metody zbudują sukces językowy Twojego Dziecka
Szkoła językowa WałbrzychSzkoła językowa WałbrzychSzkoła językowa Wałbrzych
537 555 640
sekretariat@enghousecje.pl
ul. Wrocławska 113/11b
Szkoła językowa WałbrzychSzkoła językowa WałbrzychSzkoła językowa Wałbrzych

Poznaj nas

Jak zaczęła się
moja przygoda z językami?

Może zabrzmi  to dziwnie, ale moim marzeniem było  ukończyć filologię romańską. Jednak dwadzieścia parę lat temu nauka francuskiego w małej miejscowości, z której pochodzę,  nie była tak oczywista ani prosta, jak teraz, w czasach wszechobecnych on-linów.  W ten oto sposób mój wybór padł   na angielski,  pomimo, że w liceum uczyłam się niemieckiego i łaciny (zawsze lubiłam sobie utrudniać życie ☺)  Angielski fascynował mnie jednak na tyle, że  praktycznie sama, z pomocą prywatnych korepetytorów przygotowałam się do matury pisemnej i egzaminu wstępnego na filologię angielską we Wrocławiu.  A ponieważ jestem  z natury uparta,  więc osiągnęłam  swój zamierzony cel. Francuskiego zaczęłam uczyć się  dopiero na studiach,  szybko nadrabiając  ”stracony czas”. Dziś jest to mój drugi ( a może pierwszy?) ulubiony język obcy. 

Ponieważ mój tato dobrze zna francuski,  potrzeba znajomości przynajmniej jednego języka obcego, była dla mnie zawsze zupełnie naturalna. W mojej rodzinie nie dyskutowało się, czy warto znać języki obce, ale raczej ile ich trzeba znać, żeby móc swobodnie rozmawiać z ludźmi z całego świata i nawiązywać ciekawe kontakty. W tym przekonaniu utwierdziły mnie również  nasze rodzinne wakacje spędzane  co roku na campingach w Polsce i  Europie,  gdzie poznawaliśmy obcokrajowców, mających zawsze coś fascynującego do opowiedzenia.  Myślę, że ta otwartość na drugiego człowieka została mi do dziś, lubię nawiązywać kontakty z   nowymi ludźmi, bo  uważam, że rozmowa z drugim człowiekiem nas wzbogaca i uczy  ważnych rzeczy o nas samych i  otaczającym świecie.

Dlaczego akurat
branża edukacyjna?

Nauczycielem zostałam trochę z przypadku. Ukończyłam filologię angielską o specjalizacji tłumaczeniowej, a  po studiach  planowałam pracę w firmie, najlepiej francuskiej , gdzie miałam zajmować się kontaktami z zagranicznymi klientami. 

Tymczasem los sprawił, że podpisałam umowę  o pracę jako nauczyciel, chociaż z wyraźnym  zastrzeżeniem z mojej strony, że to tylko tymczasowo , na rok i ani dnia dłużej….  Ani się obejrzałam, a  minęło 18 lat w zawodzie nauczyciela i lektora…. Teraz, z perspektywy czasu, po kilkunastu latach pracy w kilku szkołach państwowych  oraz prywatnych ,  wiem, że ten niby przypadek okazał się moją życiową pasją. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu, edukacja stała mi szczególnie bliska, zwłaszcza dobra edukacja, czyli taka, która zapewnia naszym dzieciom lepszy start w dorosłe życie. Wykształcenie otwiera wiele drzwi, a znajomość języków sprawia, że nie tylko  stajemy się bardziej pewni siebie, otwarci , czy ciekawi świata, ale również bardziej tolerancyjni  na odmienność kulturową – zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że stajemy się po prostu lepszymi ludźmi.

Czy po drodze
napotkałam jakieś trudności?

Oczywiście. Życie bardzo szybko zweryfikowało moje nierealne oczekiwania. Idealistyczne wyobrażenia o nauczaniu, w zetknięciu z twardą szkolną rzeczywistością wielokrotnie kończyły się poczuciem frustracji i niemocy.  Z sukcesem przechodziłam przez kolejne etapy awansu zawodowego, ale w pewnym momencie  poczułam, że doszłam do ściany. Problemu nie stanowili uczniowie, ani ich rodzice, ale raczej system szkolny, który potrzebuje gruntownej  i prawdziwej reformy. Jestem z natury buntownikiem, więc przez wiele lat otwarcie mówiłam, co myślę, i na co się nie zgadzam jako nauczyciel. Tymczasem system wymagał posłuszeństwa i dostosowania się do odgórnych założeń programowych i organizacyjnych, bez względu na to czy miały one dla mnie jakikolwiek sens czy nie. Wielokrotnie słyszałam dobre rady  w stylu ”systemu nie zmienisz, dostosuj się, nie wychodź przed szereg, po co się wychylasz, rób jak inni, lepiej się nie odzywaj i  nie miej problemów” etc.  Ale, jak łatwo się domyślić nie posłuchałam. Jeżeli dzieje się  źle, trzeba o tym głośno mówić i przede wszystkim zacząć coś zmieniać – w szkole państwowej  nie miałam takiej możliwości. 

Stąd też zrodził się pomysł otwarcia własnej szkoły, funkcjonującej na innych  zasadach. Szkoły, która uczy prawdziwej komunikacji,   zamiast skupiać się na rozwiązywaniu testów i stawianiu  niezliczonej liczby ocen. W swojej pracy  wielokrotnie zauważałam, że uczniowie bardziej się angażują, jeśli wiedzą, że nie będą porównywani między sobą i oceniani jako lepsi lub gorsi. Gdy moje własne dzieci zaczęły chodzić do szkoły, jeszcze wyraźniej dostrzegłam, jak bardzo jest  ważne, aby skupiać się na indywidualnych możliwościach każdego dziecka i jego potencjale, zamiast na ocenach, czy chęci przyłapania na niewiedzy.  Taka  właśnie szkoła mi się marzyła.

 

Dominika Bródka

Jak zaczęła się
moja przygoda z językami?

Prawdopodobnie zabrzmi to dość banalnie, ale zaczęło się od przedszkola. Już wtedy, w trakcie zabaw wybierałam opcję „prowadzącej”, wcielając się w panią nauczycielkę, mamę czy panią dyrektor przedszkola.

Sprawiało mi ogromną radość, kiedy inni słuchali tego, co mówię i bawili się zgodnie z ustalony przeze mnie regułami. Równocześnie zaczęłam się interesować językiem obcym w programach telewizyjnych.

Okres mojego dzieciństwa przypadał na antenowe szaleństwo, gdzie każdy mógł odbierać programy satelitarne z całego świata. Problem polegał na tym, że były one przeważnie w języku niemiecki i angielskim. Tak powoli zaczęłam „uczyć się” sama języka oglądając swoje pierwsze bajki w telewizji, a do dzisiaj pamiętam moją pierwszą anglojęzyczną bajkę produkcji BBC, z którą „raczkowałam” językowo „Muzzy in Gondoland”. Pomimo upływu lat, wciąż doskonale pamiętam bohaterów, a nawet całe dialogi.

Moi rodzice szybko zauważyli, że nauka języka przychodzi mi bardzo łatwo. Byli świadomi, że należy inwestować w wykształcenie i zanim się obejrzałam regularnie uczyłam się angielskiego popołudniami „prywatnie” z grupą moich kolegów ze szkoły. Kiedy byłam już nastolatką, zaczęłam uczyć się języka rosyjskiego, niemieckiego, angielskiego i łaciny. Z wszystkich tych języków angielski był moim ulubionym. Dzięki świetnemu profesorowi j. angielskiego w liceum  zrozumiałam, że chciałabym równie dobrze i interesująco  umieć przekazywać wiedzę innym.

Nauka przychodziła mi bardzo łatwo, więc zdarzało się, że pomagałam moim kolegom i koleżankom w nauce. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że ostatecznie  będzie to moją życiową drogą.

Dlaczego akurat
branża edukacyjna?

Plany miałam już sprecyzowane po zdaniu matury. Wiedziałam, że chcę pracować z ludźmi i językiem. Z tego połączenia powstał plan ukończenia studiów filologicznych ze specjalizacją nauczycielską.

Zaraz po zdaniu licencjatu otrzymałam propozycję pracy w małej wiejskiej szkole. Jak się okazało, za chwilę otrzymałam kolejną propozycję pracy i nagle byłam pełnoetatowym nauczycielem – tu, na miejscu. Oczywiście bardzo się ucieszyłam, ponieważ chciałam nabrać trochę doświadczenia, a następnie po roku lub dwóch wyjechać dalej studiować i pracować, do „wielkiego” miasta – Wrocławia.

Jak się okazało, nabieranie doświadczenia trwało znacznie dłużej i tak  oto mija już 14 lat, odkąd pracuję w szkole.  Mój pierwszy rok pracy był zarówno fascynujący jak i przerażający. Zostałam rzucona na głęboką wodę, ale, z drugiej strony, nigdy nie nauczyłam się aż tyle, ile  właśnie w ciągu tego pierwszego roku. Zrozumiałam jak ważna jest praca z drugim człowiekiem oparta na pozytywnych relacjach, budowaniu zaufania i odpowiedzialności.

Pracując z małymi dziećmi widziałam jak z lekcji na lekcję odnoszą swoje pierwsze językowe sukcesy i cieszyłam się na równi z nimi. To dawało mi motywację do pracy i pozwalało na podejmowanie kolejnych wyzwań. Myślę, że wtedy zaczęłam rozumieć jak ważna jest dla mnie praca nauczyciela.

Wykształcenie otwiera wiele drzwi, a znajomość języków sprawia, że nie tylko  stajemy się bardziej pewni siebie, otwarci , czy ciekawi świata, ale również bardziej tolerancyjni  na odmienność kulturową – zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że stajemy się po prostu lepszymi ludźmi.

Czy po drodze
napotkałam jakieś trudności?

Właściwie to z trudnościami borykałam się od pierwszego dnia pracy. Właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, jak bardzo lubię uczyć i jak bardzo nie lubię naszego systemu edukacji, i niestety z każdym rokiem tylko utwierdzałam się w tym przekonaniu. Bolało mnie to, że  system jest skostniały i absolutnie nie nastawiony na potrzeby ucznia, a jedynie na wyniki egzaminacyjne. Dla mnie uczeń to osobowość i emocje, dla systemu edukacji  to tylko cyferki i tabelki z danymi. Szybko zrozumiałam też, że zamiast uczyć i czerpać z tego radość, zakopuję się po uszy w dokumentach, sprawozdaniach i mnóstwie innych niepotrzebnych papierów. Zamiast uczyć tak, jak chcę, byłam zmuszana do uczenia pod egzamin, tak, aby wynik ogółu był dobry. Nauka została odarta z radości uczenia się języka, ponieważ nie było na to czasu. Priorytetem była i jest w dalszym ciągu realizacja materiału zgodnego z podstawą programową, a to kłóci się z moją wizją tego, jak powinna przebiegać nauka języka.

Dlatego też, marzyłam o miejscu, gdzie to uczeń i jego potrzeby będą na pierwszym planie, gdzie mój sposób pracy, przekazywania wiedzy będzie spójny i przyjazny dla innych, a uczeń nie będzie bombardowany testami z każdej strony. Z roku na rok obmyślałam w głowie plan, jak stworzyć miejsce, do którego chętnie przyjdę ja jako nauczyciel i dzieci – moi uczniowie.

Stąd też zrodził się pomysł otwarcia własnej szkoły, funkcjonującej na innych  zasadach. Szkoły, która uczy prawdziwej komunikacji,   zamiast skupiać się na rozwiązywaniu testów i stawianiu  niezliczonej liczby ocen. W swojej pracy  wielokrotnie zauważałam, że uczniowie bardziej się angażują, jeśli wiedzą, że nie będą porównywani między sobą i oceniani jako lepsi lub gorsi. Gdy moje własne dzieci zaczęły chodzić do szkoły, jeszcze wyraźniej dostrzegłam, jak bardzo jest  ważne, aby skupiać się na indywidualnych możliwościach każdego dziecka i jego potencjale, zamiast na ocenach, czy chęci przyłapania na niewiedzy.  Taka  właśnie szkoła mi się marzyła.

 

Paulina Głębocka

Czy ktoś pomógł
nam po drodze?

Wspólnie poszukując sprawdzonej metody nauczania dla  najmłodszych dzieci, trafiłyśmy, znowu niejako „przez przypadek” na firmę Edubears  – twórców metody  Teddy Eddie. Po pierwszych rozmowach i szkoleniach, wiedziałyśmy już, że jest to metoda, którą będziemy uczyć dzieci w naszej szkole, ponieważ jest nie tylko przyjazna dziecku, ale również  wyjątkowo ambitna (tak jak i my☺), a przede wszystkim skuteczna.  Oczywiście, z pomocą przyszła nam również nasza najbliższa rodzina – nasi mężowie (i tatusiowie☺), którzy zaangażowali się wspólnie w generalny  remont naszych obu szkół. Nasi najbliżsi wspierali nas jak tylko mogli i patrząc na to z perspektywy czasu, bez nich nie osiągnęłybyśmy tego, co mamy teraz. 

Jakie mamy ambicje
i co chcemy osiągnąć?

Ogromnie cieszy nas, że Teddy Eddie jest w tej chwili  najlepiej rozpoznawalnym i docenianym przez rodziców kursem językowym dla najmłodszych. Chcemy, by nasze szkoły Enghouse kojarzyły się  zawsze  naszym kursantom z przyjazną  i nowoczesną edukacją na najwyższym poziomie – językami obcymi, ale również matematyką i programowaniem, które właśnie wprowadzamy do stałej oferty.  Zależy nam, aby nasi  kursanci przychodzili do nas z przyjemnością,  aby każde dziecko czuło się  zaopiekowane językowo, jego talenty były  z sukcesem rozwijane, a rodzic miał pewność, że mądrze  inwestuje swoje pieniądze w to, co dla niego najważniejsze – lepszą przyszłość własnego dziecka. Dlatego też tak sztywno trzymamy się  standardów jakości Teddy Eddie oraz własnych wypracowanych  przez lata  –  dobrych praktyk. W tej kwestii nie ma kompromisów.

Czego najważniejszego
dowiedziałyśmy się po drodze?

Że uczymy się na porażkach, nie sukcesach. Ze każdy człowiek, którego napotykamy na swojej drodze, okazuje się   ostatecznie albo naszym przyjacielem albo nauczycielem. Że nic nie dzieje się przypadkowo. Że siła bierze się z wytrwałości, a dobro wraca czasem w zupełnie nieoczekiwanym momencie i formie.  Wiemy również,  że nie mogłybyśmy prowadzić  działalności, która nie jest nam szczególnie bliska i dla nas ważna, innymi słowy,  że trzeba utożsamiać się w pełni z tym, co się robi, być autentycznym.

Dlaczego przychodzimy do pracy
każdego dnia? Jaką mamy misję?

Przez ostatnie 2 lata pracujemy obie praktycznie po 12 h na dobę, często również w weekendy, ale nadal się uśmiechamy i nadal nam się chce. To chyba dlatego, że codziennie widzimy sens naszej pracy,  na roześmianych buziach dzieci  wypowiadających swoje pierwsze zdania po angielsku oraz wielką dumę i radość  na twarzach ich rodziców.  To z kolei napędza nas do działania i do podnoszenia sobie poprzeczki coraz wyżej. Naszą misją jest nauczyć każde dziecko swobodnego i radosnego korzystania z języka obcego,  zaszczepienie w nim językowej pasji, sprawienie, by nauka kojarzyła  mu się z odkrywaniem nowych, ciekawych rzeczy i  przede wszystkim była przyjemnością.

Jakie problemy
klientów rozwiązujemy?

Rozwiązujemy głównie problemy językowe naszych klientów tzn. planujemy dokładną ścieżkę kariery językowej dziecka, które rozpoczyna u nas edukację, pomagamy młodzieży przełamać opór przed mówieniem, przygotowujemy do egzaminów, ale również pomagamy ambitnym dorosłym, którzy chcą odświeżyć swój angielski dla własnej przyjemności lub do celów biznesowych.

Jakie są nasze
wnioski po latach?

Pierwszy wniosek jest taki, że zawsze warto próbować nowych rzeczy, bo każde nowe doświadczenie jest cenne. Dlatego trzeba mieć marzenia i je realizować, nawet jeśli nie jest to  wcale łatwe. Warto  również pracować z ludźmi zaangażowanymi, gotowymi wychodzić poza schemat,  mającymi odwagę dzielić się swoimi pomysłami z innymi – na takich współpracowników właśnie stawiamy. Po trudnych, ale i cennych doświadczeniach ostatnich dwóch lat, mamy też alergię na słowa „ nie da się” lub „nie potrafię”. Odpowiadamy wtedy, „zawsze coś się da zrobić”,  albo „można się przecież nauczyć”. My też jeszcze do niedawna nie miałyśmy pojęcia o zarządzaniu firmą i wydawało nam się, że praca w szkole państwowej jest jedyną możliwą opcją dla anglisty. Powiedzenie, że się czegoś „nie da” jest pójściem na łatwiznę, a tego nie lubimy. I ostatni najważniejszy  chyba wniosek : jeśli praca przestaje Ci dawać radość i satysfakcję, to czas ją zmienić i to jak najszybciej, bo jak mawiał Einstein ” szaleństwem jest wciąż robić to samo i oczekiwać innych rezultatów”

Our story

Zapisy na zajęcia edukacyjne

w ENGHOUSE